czwartek, 19 listopada 2009

Fotografia ślubna, portret, plener: Gosia i Staś

Minęło sporo czasu od chwili gdy wspólnie wybraliśmy się na sesję do Warszawskich Łazienek. Miejsce może nie wyszukane, ale ma swój klimat i urok. Poza tym to nie miejsce jest najważniejsze, ale Ci z którymi mieliśmy kontakt w czasie sesji.

Oto Państwo Młodzi, bohaterowie tego spotkania.




Nie było dla nich miejsca, na które by się nie wspięli.




Gdy fotografujący zbliżyli się zbytnio, chcieli się ukryć.




Zamek na wodzie i sceneria były na tyle ciekawe, że i tu znaleźliśmy miejsca by zrobić kilka ujęć.







Wchodzili w takie miejsca, gdzie nie każdy by się odważył.




Odpłynęli również łodzią na krótką chwilę.





Na zakończenie, gdy słońce na dobre już zaszło, a noc spowiła miasto, pojechaliśmy do centrum, a tam:



Byli wspaniali, naturalni, uśmiechnięci, dzięki czemu spędziłem w Ich towarzystwie miły i ciekawy dzień. Dziękuję im a również i Basi P, beż której by mnie nie było z młodymi w czasie tej sesji.

czwartek, 15 października 2009

Fotografia ślubna, portret: Kasia i Kuba ...

Miałem przyjemność uczestniczyć w ceremonii ślubnej mojego sąsiada w jednym z Warszawskich kościołów na Ursynowie.

Kasia i Kuba to Państwo Młodzi, których miałem uwiecznić na sesji poślubnej po wyjściu z kościoła.




W oczekiwaniu wykonałem kilka zdjęć przed wejściem do świątyni.




Piękna wiązanka, którą trzymała w dłoniach Panna Młoda, zasługiwała na osobne ujęcie, -zresztą zobaczcie sami.




A i bez świadków nie odbyła by się uroczystość zaślubin.




Zgromadzeni goście zajęli swoje miejsca by towarzyszyć Młodym w kościele.





Na koniec nie obyło się bez Marsza Weselnego, który zagrany został przez siostrę zakonną i dwie młode, utalentowane: skrzypaczkę i wiolonczelistkę.







Już po zaślubinach, a oto i Panna Młoda.




I Państwo Młodzi razem, -idziemy by zrobić kilka zdjęć w okolicznym parku.




Na sesji w parku bardzo naturalni, niezbyt zainteresowani aparatem i robionymi zdjęciami.




Momentami sprawiali wrażenia, jak by pozowanie było dla nich czymś, co robią od dawna...




I jeszcze kolejne spojrzenie, -czego się chyba nie spodziewali.




A jeśli nawet, to i tak nic sobie nie robili z mojej obecności.




Przyszedł w końcu czas na ostatnie ujęcie, wsiedli do samochodu i odjechali.

piątek, 9 października 2009

Portret Katie

Katie będąc w Warszawie postanowiła zrobić sobie kilka pamiątkowych fotek. Wybraliśmy się więc do Łazienek by tam w spokoju i ciszy cieszyć oczy zielenią i kolorami odchodzącego lata.



Dopiero po wczytaniu zdjęć do komputera zauważyłem jak wiele wspólnego maja oczy Katie z dominującymi kolorami w tle kadru.



Była często zamyślona, a ja korzystając z tego robiłem zdjęcia na których była jak najbardziej sobą.



Często robiła wrażenie jak by nie było mnie, aparatu, była naturalna, spokojna, nieobecna.



Spójrzmy jeszcze raz w jej piękne, zielone oczy.


I jeszcze jedno ujęcie z motywem Łazienek w tle.



Wieczorem, gdy słońce od jakiegoś czasu było schowane za horyzont, doszliśmy do wniosku że to już koniec spaceru więc warto może napić się dobrej herbaty. I znów chwila zadumy na d filiżanką parującej, aromatycznej, świeżej zielonej herbaty. Nie potrafiłem sobie odmówić kolejnego ujęcia, mimo że warunki oświetlenia naturalnego nie były już wystarczająco dobre.



I tak minął kolejny dzień i nasz wspólny spacer, po którym pozostało wspomnienie i zdjęcia.

środa, 7 października 2009

Państwo Młodzi: Małgosia i Staś -sierpień 2009

Zawsze ciekawiła mnie fotografowanie osób, w związku z czym od pewnego czasu próbuję swoich możliwości w tym temacie. Przyznam,że nie jest łatwym pokazanie w jednej fotografii tego co ma w sobie fotografowana osoba. To nie tylko wygląd, kolor czy też sposób kadrowania. To dużo więcej. Wykonując jedno zdjęcie możemy pokazać coś co jest ulotne, trwa małą chwilę, coś co jest niepowtarzalne, a często jest piękne i ma wielką wartość duchową. I właśnie z tych powodów fotografia ludzi stała się dla mnie ważna na tyle by się z nią zmierzyć na poważnie. Dobrym sposobem na samokształcenie jest oglądanie dobrych zdjęć, czytanie dobrych publikacji traktujących o fotografii ludzi, ale najlepszym sposobem samokształcenia jest własna twórczość fotograficzna, którą można samemu kontrolować, modyfikować by z czasem dojść do momentu w którym może się wydawać, że przyszedł czas by pokazać to innym.



W sierpniu wybrałem się na miejską sesję fotograficzną z młodą parą: Małgosią i Staszkiem. Pierwszym miejscem w którym zrobiliśmy wiele zdjęć była klatka schodowa starej kamienicy na Warszawskiej Pradze. Miejsce to niezwykle ciekawe i urokliwe pozwoliło na zrobienie wielu niepowtarzalnych ujęć. Najlepszym sposobem by Cię o tym przekonać będzie pokazanie kilku ujęć z tej sesji.


Panna młoda, Małgosia, piękna kobieta mająca w sobie wiele wdzięku i energii zachowywała się na planie swobodnie i naturalne wnosząc do fotografii spokój i wspaniałą osobowość, zresztą zobaczcie sami, obraz jest wart więcej niż słowa.




Warto może pokazać piękną i długo suknię Panny młodej korzystając właśnie z faktu, że mamy schody, dzięki którym suknia będzie widoczna w całej okazałości.




I jeszcze inne ujęcie, ale tym razem obydwoje, może trochę zmęczeni, ale jakże naturalni, młodzi i teraz liczą się tylko Oni.




Zajęci sobą, zapomnieli na chwilę o sesji?




Oni nadal razem, a my przypatrzmy się im z bliska.




Suknia była naprawdę piękna i okazała na tyle,że nie potrafiłem się oprzeć przed kolejną, nadarzającą się okazją do sfotografowania jej w całej okazałości. Oceńcie sami.




Pan młody, Staszek, przystojny mężczyzna, który w eleganckim garniturze ślubnym poruszał się swobodnie na planie nie skrępowany aparatami ani obecnością osób, które w tym czasie fotografowały.




Szalona i wesoła Małgosia porwała w pewnym momencie swego męża do tańca, miejsca może nie było zbyt wiele, ale dla nich w sam raz!



Cała sesja na klatce schodowej była robiona w piękny słoneczny dzień. Mimo to oświetlenie naturalne wpadające przez okna nie było nazbyt mocne. Nie korzystaliśmy jadnak z lamp błyskowych czy innych źródeł światła sztucznego zadowalając się tym, co było naturalne tak jak bohaterowie dzisiejszej sesji.

niedziela, 4 stycznia 2009

Postanowiłem dzielić się z wami moimi doświadczeniami w zakresie cyfrowej obróbki zdjęć.

Moją przygodę z fotografią zacząłem w wieku 9 lat, gdy otrzymałem w prezencie oparat fotograficzny marki "DRUH". PO wielu latach zakupiłem w NRD za ciężko zdobyte marki aparat PRACTICA LTL3 z obiektywem CARL ZEISS JENA DDR 2.8/50.



Dodatkowo do niej dokupiłem obiektyw szerokokątny PENTACON AUTO 2.8/29, który, jak na tamte czasy był rarytasem.



Aby mieć możliwość robienia zdjęci obiektywem o długiej ogniskowej, zakupiłem radziecki telekonwerter, który spisywał się znakomicie.



Cóż to był za sprzęt jak na tamte czasy. Analogowa wtedy jeszcze fotografia była zdecydowanie mnie tolerancyjna na wszelkie potknięcia i błędy w doborze ekspozycji, nie mówiąc już o ewentualnym ich korygowaniu w zakresie takim na jaki pozwala dzisiejsza technika i obróbka komputerowa. PRAKTICA była jednak już aparatem lustrzanką i pozwalała na wykonywanie bardzo dobrych zdjęć.

Podam może podstawowe parametry techniczne tego sprzętu:

  • regulacja czasu naświetlania: 1 - 1/1000s + B
  • regulacja czułości filmu: 12 - 1600 iso
  • mechaniczny licznik zdjęć
  • pomiar światła przez obiektyw
  • regulacja ostrości pierścieniem obiektywu
Aż się łezka w oku kręci, gdy patrzę na fotki z tego jeszcze sprawnie działającego aparatu. Miało to wtedy swój urok, gdu po zrobieniu 36 fotek biegło się do zakładu fotograficznego, bo móc jak najszybciej oglądać niedawno wykonane zdjęcia, w przeciwieństwie do dzisiejszych fotografii, które można zobaczyć natychmiast na dość dużym, bo i 3" wyświetlaczu. Nie ma już tej niepewności i dreszczyku emocji: czy i jak zdjęcie nam "wyszło".

W związku z tym, że nie zajmowałem się na stałe obróbką w ciemni, to pozbawiony byłem możliwości ingerowania w wyniki na etapie wywołania negatywu, czy obróbki przy powiększalniku i wywoływaniu papierów. Zdarzyło mi się kilka razy, że sam pracowałem z powiększalnikiem, wywoływaczami i utrwalaczami i przyznam nieskromnie że wtedy była tu dużo większa frajda i emocje niż obecna obróbka elektroniczna. Robiłem wtedy zdjęcia czarno białe, kolorowe i slajdy, z których do dzisiaj mam prawie wszystkie jakie wykonałem. Gdy je oglądam to zastanawiam się często jak by one wyglądały zrobione współczesną lustrzanką i naprawdę nie wiem czy miały by taką samą wartość jak te stare analogowe. W nich tkwi jakaś magia i tajemnica, której próżno szukać w dzisiejszych fotkach elektronicznie produkowanych